Badanie żywej kropli krwi - kolejny przekręt medycyny alternatywnej

Badanie żywej kropli krwi na dobre zawojowało polski rynek medycyny alternatywnej. Za ponad sto złotych możemy usłyszeć, że nasza krew jest pełna pasożytów, grzybów i larw. Ile w tym prawdy?

Burzę w internecie wywołała diagnoza wysnuta po przeprowadzeniu tzw. badania żywej kropli krwi. Osoba wykonująca "analizę" (biotechnolog i diet coach) stwierdziła, że we krwi dziecka są "żywe larwy", "pojedyncze grzyby", "liczne bakterie"; oprócz tego zdiagnozowano u niego hemolizę (rozpad czerwonych krwinek) i dysbiozę (zaburzenia we florze bakteryjnej układu pokarmowego). Brzmi niepokojąco, prawda? Na szczęście tym się kończy, ponieważ analiza żywej kropli krwi nie ma naukowych podstaw.

O co chodzi w badaniu żywej kropli krwi? Odrobina krwi pobrana z palca jest wkładana pod mikroskop, a następnie pokazywana klientowi na ekranie komputera. "Żywa" kropla ma być, jak łatwo się domyślić, przeciwieństwem kropli "martwej", która jest analizowana podczas standardowych badań laboratoryjnych. Kropla ma pozostać "żywa" przez około 20-40 minut. Jest podświetlana pod mikroskopem tak, aby na ciemnym tle pływały jasne obiekty. Zwykle są to naturalnie zlepiające się krwinki i przeróżne paprochy (drobinki kurzu, małe fragmenty szkła ze szkiełka mikroskopowego), które przez przeprowadzającego badanie zostają zinterpretowane jako groźne pasożyty, bakterie i grzyby, wymyślne choroby oraz zakwaszenie organizmu.

"Pośród najróżniejszych rzekomo przydatnych diagnostycznie metod, którymi tzw. medycyna alternatywna mami łatwowiernych klientów, mikroskopowa analiza żywej kropli krwi jest szczególnie podstępna. Zwodzi pacjentów zestawem sprzętów słusznie medycznie się kojarzących, operuje terminologią, z którą chory spotka się w dużej mierze również podczas rzetelnej diagnostyki medycznej, urzeka fachowym na pierwszy rzut oka podejściem. Jest tzw. specjalista, jest mikroskop, jest monitor, jest szczegółowy wynik. Jednocześnie analiza żywej kropli krwi jest od samych już swoich podstaw metodą szalbierczą i nienaukową" - mówi Paulina Łopatniuk, lekarka, specjalistka patomorfologii, prowadząca bloga o nauce Patolodzy na klatce.

Dołącz do Zdrowia na Facebooku!

Lek na całe zło

Według firm zachwalających analizę żywej kropli krwi badanie ma pomóc w wykryciu obecności i/lub przyczyn licznych dolegliwości: problemów skórnych (nawet tak poważnych jak łuszczyca, której dokładnych przyczyn nie zna medycyna konwencjonalna), wypadania włosów, bólów głowy, brzucha, mięśni i stawów, zaburzeń snu, chorób tarczycy, wątroby i nerek, duszności, zaparć, wzdęć, torbieli, cyst, alergii, przewlekłego zmęczenia, nadpobudliwości, anemii, niedowagi czy nadwagi... Analizę żywej kropli zaleca się również w diagnostyce i leczeniu "grzybicy, drożdżycy i infekcji pasożytniczych". Niektóre gabinety oferują nawet wykrywanie wczesnych stadiów nowotworu. Dość poważne deklaracje jak na metodę, która nie ma naukowych podstaw.

Przeczytaj: Rak karmiony niewiedzą. Polska rzeczywistość to wciąż chińskie ziółka, sok z buraka i skrajne niedożywienie

A może burakiem w raka? Nieszkodliwe? Niestety, chorym na białaczkę może bardzo zaszkodzić:

Zobacz wideo

Poszczególne strony internetowe dorzucają swoje trzy grosze do obfitej oferty - tu badanie pomaga w zaburzeniach pracy układu hormonalnego, tam układu krwionośnego. Analiza ma wykazać obecność pasożytów, grzybów, metali ciężkich, a nawet "obecność cholesterolu LDL i HDL" (należałoby się zmartwić dopiero wtedy, gdybyśmy cholesterolu nie mieli - bylibyśmy wtedy prawdopodobnie kosmitą lub kamieniem). Oprócz tego może dostarczyć informacji o zakwaszeniu organizmu, niedoborach mineralnych czy "uszkodzeniach erytrocytów" (cokolwiek to znaczy).

Dlaczego to przekręt?

Pod mikroskopem optycznym nie sposób zauważyć większości rzeczy, które obiecują żywokropliści. Mówienie o "zanieczyszczonej toksynami" czy "zakwaszonej" krwi jest wierutnym kłamstwem. Badanie nie jest w stanie pokazać także grzybów, pasożytów lub bakterii, nie da się za jego pomocą zdiagnozować chorób. Ta technika zwyczajnie na to nie pozwala. Wszyscy, którzy twierdzą, że jest inaczej, albo nie mają pojęcia, o czym mówią, albo celowo wprowadzają rozmówców w błąd.

Osoby przeprowadzające badanie często diagnozują "zakwaszenie" krwi. W rzeczywistości osoby, których krew ma odczyn kwasowy, są ciężko chore na kwasicę, która poważnie zagraża ich zdrowiu i życiu. Jak zabawnie spuentował profesor Thomas Patterson w artykule Pseudonauka analizy żywej kropli krwi, tak poważnie chora osoba nie byłaby w stanie odwiedzać naturopatycznych gabinetów wątpliwej reputacji (raczej leżałaby w szpitalu).

Przeczytaj: Oczyszczajmy się dla zdrowia na wiosnę? Prof. Marek Naruszewicz: Tak, ale z głupoty

Żywokropliści notorycznie odnajdują we krwi Bogu ducha winnych pacjentów grzyby. To niemożliwe z prostego powodu - grzyby we krwi praktycznie nie występują. Mogą się tam znaleźć wtedy, gdy ktoś leży na łożu śmierci z dramatycznie zaburzoną pracą układu odpornościowego. Ta osoba prawdopodobnie nie byłyby w stanie udać się o własnych siłach do toalety, a co dopiero do szemranego gabinetu.

Podobnie rzecz się ma z rzekomo widocznymi w badaniu pasożytami. Zdiagnozowanie ewentualnej obecności pasożytów wymaga skomplikowanych, dokładnych badań. Pasożyty we krwi oznaczają, że pacjent jest bardzo poważnie chory. I, tak, nie ma sił na spacery po naturopatach.

"To perfidne oszustwo"

Łukasz Sakowski, biolog i autor bloga naukowego To tylko teoria, nie pozostawia wątpliwości. "Badanie żywej kropli krwi to perfidne oszustwo. Ludzie, którzy - według przykładów, które ja znam - są z wykształcenia biotechnologami, a zatem mają więcej, niż podstawową wiedzę z biologii i medycyny, wmawiają "pacjentom", że na preparacie mikroskopowym (z mikroskopu świetlnego) wykryli pasożyty, grzyby, toksyny, metale ciężkie czy cholesterol. W rzeczywistości w takich warunkach nie da się zobrazować takich elementów, natomiast zawartość toksyn bada się biochemicznie, obecność pasożytów czy grzybów - oznaczając przeciwciała lub wykonując badania molekularne (np. PCR). Mają więc oni świadomość tego, że oszukują ludzi i to za niemałe pieniądze".

Kto za tym stoi?

W gabinetach oferujących badanie urzędują dietetycy, naturopaci i inni "specjaliści" po szkołach o wątpliwej reputacji. Na jednej ze stron można znaleźć szczegółowy program czterodniowego szkolenia mikroskopowego badania kropli krwi. Zawiera on przyspieszony kurs anatomii, hematologii, dietetyki, technik badań mikroskopowych, naturopatii, homeopatii... Słowem: wszystkiego, czego na pewno nie da się omówić w kilkanaście godzin. Nie wspominając już o tym, że naturopatia i homeopatia również nastręczają poważnych wątpliwości natury naukowej. Cały kurs kosztuje 3300 złotych. Do tego wystarczy dokupić mikroskop, komputer i... pseudolekarska "praktyka" gotowa.

Kolejna firma proponuje kursy czterodniowe z równie szybkim przeglądem kwestii zdrowotnych. Tytułuje kurs jako "zaawansowany", jednak mogą w nim wziąć udział "wszyscy, którzy z pasją chcą pomagać innym ludziom w osiąganiu optymalnego poziomu zdrowia i samopoczucia". Nie jest wymagane zatem żadne medyczne wykształcenie czy techniczne, wystarczy zapłacić 3900 złotych. Na koniec szkolenia uczeń otrzymuje zaświadczenie o kwalifikacjach potrzebnych do przeprowadzania badań żywej kropli krwi. Może się legitymować dwoma ośrodkami szkoleniowymi - jednym o polskiej, a drugim o angielskiej nazwie. Oba zostały założone przez tę samą osobę i mają polski adres. Obcojęzyczna nazwa ma zapewne nieco uwiarygodniać jakość dyplomu.

Przeczytaj: Terapia dźwiękiem - czy misy, gongi i kamertony mają uzdrawiającą moc?

"Sama procedura została potępiona przez Krajową Izbę Diagnostów Laboratoryjnych (Stanowisko Nr 9-P/III/2012). Niejednokrotnie osoby przeprowadzające ją nie mają uprawnień nie tylko do tego, by przeprowadzać badania diagnostyczne, lecz także w ogóle by pobierać pacjentom krew, a o kompetencjach diagnostycznych trudno mówić po kilkugodzinnych, kilkunastogodzinnych czy nawet kilkudniowych kursach" - kwituje Paulina Łopatniuk.

Kosztowna kropla krwi

Chodzi tu przede wszystkim o pieniądze. Badanie żywej kropli krwi to koszt około 130 złotych. Dla porównania - tradycyjna morfologia krwi kosztuje od kilku do kilkunastu złotych; ze skierowaniem od lekarza nie kosztuje nic, ponieważ może być refundowana przez NFZ. Za 130 złotych da się zrobić kilkanaście badań laboratoryjnych (krwi, kału, moczu), które dadzą miarodajne, rzetelne wyniki przydatne do dalszej diagnostyki (w przeciwieństwie do analizy żywej kropli krwi). Więcej informacji o morfologii ogólnej znajdziesz tutaj.

Niektóre żywokroplowe firmy oferują nawet zapisy grupowe - za jednym zamachem można zaliczyć i wizytę u znachora, i spotkanie towarzyskie. Samo badanie żywej kropli krwi nie jest jednak podstawowym źródłem dochodu firm, które je oferują. Pseudospecjaliści zarabiają przede wszystkim na rozmaitych "uzdrawiających" preparatach, które mają stan żywej kropli poprawić. Hochsztaplerzy wyszukują nieistniejące pasożyty czy nieprawidłowości w budowie erytrocytów po to, by z sukcesem sprzedać swój bezużyteczny (a niekiedy nawet szkodliwy) pakiet leczniczy.

Sprawdź: Tych suplementów nie kupuj! NIK ujawnił listę produktów, które mogą zaszkodzić

Komentarz autorki

Lista "wskazań" do badania jest absurdalnie długa i pachnie oszustwem na kilometr - warto sobie uświadomić, że nawet naukowo usankcjonowane badanie morfologiczne krwi nie jest w stanie z absolutną pewnością stwierdzić obecności powyższych dolegliwości i ich przyczyn. Niektóre strony internetowe reklamujące analizę żywej kropli krwi nawet nie próbują udawać, że zachowują przyzwoitość; można na nich znaleźć bezczelne kłamstwa w stylu "Pod względem wykrywalności mikroskopowa analiza żywej kropli krwi jest najbardziej skuteczną z metod". Metod czego? Wygląda na to, że oszukiwania zdesperowanych klientów.

Badanie żywej kropli krwi "nie zaszkodzi, a może pomóc"? Nieprawda - może zaszkodzić, i to bardzo. Po pierwsze - osoba, która przeprowadza takie badanie, nie jest godna zaufania; często przebyła wątpliwej jakości kilkudniowy kurs i nie ma wiele wspólnego z medycyną. Sam fakt uprawiania przez tę osobę oszukańczych, nieetycznych praktyk powinien dać nam do myślenia. Nie wiadomo, czy pobranie krwi przebiegnie wraz z zachowaniem wszystkich koniecznych środków ostrożności, istnieje zatem ryzyko zakażenia się na przykład żółtaczką. Po drugie - wynik, który otrzymamy, jest po prostu niewiarygodny, więc podejmowanie leczenia na jego podstawie jest skazane na niepowodzenie. Po trzecie - preparaty proponowane przez kroplowych specjalistów mogą nam zaszkodzić. W wielu przypadkach chorzy wierzący w medycynę alternatywną rezygnują z konwencjonalnego leczenia, przez co ich szanse na wyzdrowienie drastycznie się kurczą. Badanie żywej kropli krwi może skłonić do podjęcia właśnie takich nieroztropnych kroków.

Liczne "gabinety" oferujące analizę żywej kropli krwi reklamują się tym samym skopiowanym sloganem: "Mikroskopowe badanie żywej kropli krwi to niezwykła możliwość obejrzenia tego, co znajduje się wewnątrz nas, i z czego na co dzień nie zdajemy sobie sprawy". Aby poetyckości stało się zadość, niektóre dodają cytat z "Fausta" Goethego: "Krew to osobliwy płyn". Trochę szkoda, że takimi literackimi dekoracjami nie są opatrywane oferty standardowej, medycznie uzasadnionej morfologii krwi.

To także może cię zainteresować:

Źródła: The Guardian, Quackwatch, Science-Based Medicine, Skeptical Inquirer, To tylko teoria

Więcej o: