Maja — osierocona córka Izy z Pszczyny — ma dziś 10 lat. Mamę ostatni raz widziała w dniu, w którym przewróciła się na hulajnodze, zadrasnęła nos i trzeba było ją opatrzyć w szpitalu. Iza była wtedy w piątym miesiącu ciąży. Późnym wieczorem poczuła, że odeszły jej wody płodowe i trafiła na oddział położniczy.
Ze względu na obostrzenia związane z pandemią COVID-19 zabroniono odwiedzin pacjentów, dlatego ostatnie chwile życia 30-letnia ciężarna spędziła sama, bez wsparcia najbliższych. Skarżyła się na bóle brzucha, gorączkę i stan zapalny. Barbara Ziętek — babcia Mai i mama Izy — do dziś nie może pogodzić się z tym, co stało się we wrześniu ubiegłego roku. Nadal przechowuje w telefonie ostatnie wiadomości SMS od córki.
"Na razie, dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć i nic nie mogą zrobić" - pisała dzień przed śmiercią Iza. "Zaczekają, aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie to extra mogę spodziewać się sepsy. Bo przyśpieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo się coś zacząć" - zapewniała 30-latka.
Iza z Pszczyny zmarła niecałą dobę po przyjęciu do szpitala. Lekarze czekali, aż ważący 485 g płód z wadami obumrze. Zgon pacjentki nastąpił w drodze na blok operacyjny. Sprawa wywołała falę protestów przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej w Polsce.
Prokuratura Regionalna w Katowicach dotąd postawiła zarzuty trzem lekarzom ze Szpitala Joannitas w Pszczynie. Za nieumyślne spowodowanie śmierci oraz narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia ma odpowiadać Krzysztof P. oraz Andrzej P. Michała M. oskarżono zaś o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
W dniach 6 i 7 września br. odbyły się czynności z udziałem trzech lekarzy z pszczyńskiego szpitala, którym przedstawiono zarzuty narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia pacjentki, która przebywała na oddziale tego szpitala w dniach 21 i 22 września 2022 roku.
Skutkiem działań i zaniechań zespołu tych lekarzy pacjentka zmarła, w związku z tym, dwóm z lekarzy przedstawiono dodatkowo zarzut nieumyślnego spowodowania jej śmierci. Za czyny zarzucane podejrzanym grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności
– taką odpowiedź otrzymaliśmy od Prokuratury Regionalnej w Katowicach w komentarzu udzielonym serwisowi Zdrowie.gazeta.pl.
Bezpośrednią przyczyną zgonu Izy z Pszczyny była sepsa. Z interdyscyplinarnej opinii, która wpłynęła do prokuratury, wynika jednak, że u pacjentki doszło do rozsianego wykrzepiania wewnątrznaczyniowego (tzw. zespołu DIC), co powinno kwalifikować ją do natychmiastowej cesarki. "Odstąpiono jednak od wykonania porodu na czas" — potwierdził prok. Ireneusz Kunert w rozmowie z "Faktem".
Wcześniej NFZ przeprowadziło w tej placówce kontrolę i nałożyło w sumie prawie 650 tys. zł kary za "rażące nieprawidłowości", jakie miały miejsce w szpitalu. Narodowy Fundusz Zdrowia wyznaczył maksymalną kwotę kary (ponad 615 tys. zł) za "niedochowanie należytej staranności" w opiece nad pacjentką oraz nakazał zapłacić około 32 tys. zł za "niewłaściwe prowadzenie dokumentacji medycznej". Co na to szpital w Pszczynie?
Postępowanie prokuratorskie nie toczy się przeciwko szpitalowi, więc do nas nie wpływają żadne informacje na ten temat. Nie mamy nic nowego do dodania
– tłumaczy w rozmowie z serwisem Zdrowie.gazeta.pl Barbara Zejma-Oracz, rzeczniczka prasowa Szpitala Joannitas w Pszczynie.
''To jest postępowanie, które najpierw toczy się w sprawie, czyli ad rem, a potem przeciwko konkretnym osobom, czyli ad personam" – precyzuje nasza rozmówczyni i po raz kolejny zapewnia nas, że szpital nie zmienia swojego stanowiska w tej sprawie.
Pragniemy podkreślić, że z pełną powagą i żalem traktujemy śmierć pacjentki. Staramy się przy każdej okazji wyrażać słowa ubolewania i współczucia wobec jej najbliższych, co niniejszym też czynimy
– przedstawicielka szpitala zapewniła nas, że możemy powtórzyć komentarz, który uzyskaliśmy tuż po postawieniu przez prokuraturę zarzutów trzeciemu lekarzowi zatrudnionemu w tej placówce.
"Chcę żyć. Mam dla kogo żyć. Nie chcę umierać" — takie słowa rok temu miała wypowiedzieć Iza z Pszczyny do kobiety, z którą leżała na sali — napisał Aborcyjny Dream Team w komentarzu z okazji rocznicy tragicznych wydarzeń z 22 września 2021 roku.
Dokładnie rok temu Iza z Pszczyny zmarła, bo lekarze zdecydowali się nie ratować jej życia. Wystarczyło uwolnić ją od ciąży, która i tak już nie rokowała. Przy bezwodziu nie nastąpi cudowne ozdrowienie ciąży, płód nie ma szans na przeżycie, ale utrzymywanie go w jamie macicy to ryzykowanie życia osoby w ciąży. Wystarczyło wykazać się empatią i działać w zgodzie z przysięgą lekarską
— zaznacza Aborcyjny Dream Team. "Jej serce też ciągle biło" — podpisano pod zdjęciem zmarłej rok temu Izy.