Tysiące poddanych Jej Królewskiej Mości godzinami w kilometrowych kolejkach oczekuje na możliwość ostatniego pożegnania z Elżbietą II. Do katafalku podchodzą w ciszy i skupieniu. Jedni nie są w stanie poskromić łez, drudzy z pokorą kłaniają się monarchini. Są też tacy, którym wzniosły nastrój nakazuje się przeżegnać i pomodlić – angielska królowa była w końcu głową Kościoła.
Trumnę brytyjskiej władczyni 32 lata temu wykonała rodzinna firma Leverton & Sons z Camden Town w północnej części Londynu. Zrobiono ją z rzadkiego gatunku dębu angielskiego, wyłożono ołowiem i dodano mosiężne okucia. Może ważyć nawet ćwierć tony. Taki ciężar zdoła unieść ośmiu wojskowych.
Monarchini w ostatnią drogę zabierze koronę, złotą kulę pochodzącą z koronacji Karola II w 1661 roku oraz berło, w którym znajduje się jeden z największych diamentów świata – Cullinan – zwany także Wielką Gwiazdą Afryki.
Królowa będzie miała pogrzeb państwowy. Ostatni raz w Wielkiej Brytanii takie wydarzenie miało miejsce po śmierci Sir Winstona Churchilla w 1965 roku. Jak wygląda przygotowanie zwłok do tak ważnego pochówku? Zapytaliśmy o to najsłynniejszego balsamistę w Polsce – Adama Ragiela – założyciela Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego.
Adam Ragiel: O ile był w tym przypadku przeprowadzany zabieg balsamacji, to mógł być wykonany w taki sposób, że do układu krwionośnego zmarłej osoby wpuszczono płyn konserwująco-dezynfekujący, który zatrzymuje proces rozkładu. W ten sposób zabezpiecza się ciało przed przemianami pośmiertnymi. Dzięki temu w temperaturze pokojowej zwłoki mogą wytrzymać bez żadnych zmian nawet przez tydzień.
Jeśli chodzi o monarchię, to w kronikach zachowały się ciekawe zapisy z 1603 roku. Przeprowadzono wówczas balsamację królowej Elżbiety I. Damy dworu, które czuwały nad trumną, potwierdzały, że słyszały różne trzaski i huki. Monarchini miała nawet wystrzelić głowa od nadmiaru gazów zgromadzonych w ciele.
Być może kiedyś tak było, bo zabiegi balsamacji wykonywane były archaicznymi technikami i za pomocą zupełnie innych środków niż te, które stosuje się obecnie.
Paul Delaroche w 1828 roku namalował obraz pt. ''Śmierć królowej Elżbiety'', który przedstawia wspominane powyżej wydarzenia z 1603 roku – przyp.red.
We współczesnych czasach chemia używana do balsamacji sprawia, że nie ma takiej opcji, by coś się działo z ciałem zmarłego. Nie zdarza się, by zwłoki puchły lub tkanki były rozrywane z powodu nagromadzenia gazów. To jest niemożliwe. Jeżeli pojawiły się informacje o omdleniach osób czuwających przy trumnie, to mógł być to wyłącznie skutek wycieńczenia ich organizmu.
Od dawna wiemy, że ciało monarchy nie jest wkładane tylko do samej trumny, ale także umieszcza się je w szczelnie zamkniętym, ołowianym wkładzie. Nie ma tam żadnego dostępu do powietrza i nic nie może się ulotnić. Robi się to po to, by zwłoki zmarłego władcy były hermetycznie osłonięte, ponieważ mają być składane w kryptach.
Trumna królowej Elżbiety Agencja Gazeta
W naszym kraju teraz decydują przede wszystkim względy finansowe. Wcześniej zwykle wybierano trumny dębowe lub jesionowe, wykonane z tradycyjnego, trwałego i masywnego drewna – takiego, które może długo przetrwać w grobie i nie ulegać degradacji.
Dziś ze względów ekonomicznych zaczyna się wiele zmieniać w tej kwestii, bo ludzie zwracają uwagę na koszty pogrzebu. Zasiłek pogrzebowy jest niski, a jego wartość nie wzrasta adekwatnie do sytuacji rynkowej. Coraz częściej sięga się po trumny z drzewa gorszej jakości, z sosny lub olchy. Takie drewno bez względu na to, czy będzie umieszczone pod ziemią czy w pieczarze, ulegnie szybszemu rozkładowi.
Wygląda to tak, że prochy zmarłego po kremacji składa się u podnóża drzewa, w miejscu ukorzenienia, a potem roślina się rozrasta. Są też sposoby na to, by zmienić prochy w różne przedmioty, ale w Polsce nie ma takiego zwyczaju. Na razie nie spodziewamy się, że dotrą do nas takie nowoczesne trendy.
W kwestii pochówków nadal obowiązuje tradycjonalizm. Pogrzeby odbywają się według utartego obrządku, z mszą i zwykłą trumną. Nawet urna często jest czymś, co nie jest do końca zrozumiałe. Mówię tu głównie prowincji i o mniejszych miejscowościach, gdzie kremowanie zwłok zdarza się dużo rzadziej niż w dużych miastach.
Jesteśmy krajem wyznaniowym. Zwykle odbywają się tu katolickie pogrzeby odprawiane w kościołach. Bez względu na to, jakie mamy przekonania, w kwestii pochówków obowiązuje tradycja. Teraz najczęściej chowane są osoby w wieku 70-80 lat, dla których większe znaczenie miała religia.
Na pewno z czasem zacznie się to zmieniać. Za dekadę lub dwie pogrzeby mogą wyglądać zupełnie inaczej. Być może wejdą wtedy nowoczesne metody pochówku, jeśli zmienią się przepisy i będzie można dokonywać pogrzebów nie tylko na cmentarzach. Prochy po kremacji są obojętne biologicznie i nie stwarzają żadnego zagrożenia. To, co zrobimy z ciałem po śmierci, jest tylko kwestią uszanowania woli zmarłego.
Jeśli chodzi o muzułmanów, to u nich nie wolno naruszyć ciała i dokonać balsamacji zwłok. Jeśli zwłoki muszą być transportowane, to przepisy pozwalają na to, by doszło do odstępstwa od islamskich dogmatów. Wtedy można wykonać balsamowanie. W innych kulturach też możliwe są takie sytuacje. Nawet jeśli religia czegoś zabrania, to w niektórych przypadkach można postąpić inaczej.
W naszej kulturze jest przywiązanie do ostatniego pożegnania, żałoby, modlitw nad otwartą trumną, więc istnieje potrzeba wykonywania wszystkich zabiegów związanych z przygotowaniem osoby zmarłej i zabezpieczeniem zwłok przed rozkładem.
Koszty balsamacji wahają się w przedziale od 500 zł do 1 000 zł. Cena zależy od konkretnego przypadku i trudności związanych z wykonaniem takiego zabiegu.
Zawsze takie pytania są trudne, bo dla mnie nie ma rzeczy, które są niemożliwe do wykonania. Nie ma takich próśb, które byłyby dla mnie dziwne. Zwykle proszę rodzinę zmarłego, by przygotować do pochówku takie rzeczy, jakie były ważne dla tej osoby za życia. Nie chodzi przecież o to, by w trumnie pozorować zupełnie inny wizerunek zwłok z nietypowym uczesaniem, ubraniem czy makijażem.
Dla niektórych może wydawać się dziwne, że chowa się zmarłych w modnych spodniach z dziurami lub w koszulce z Królikiem Bugsem. Zdarza się, że do trumny starszej pani wkłada się ulubioną maskotkę, a zapalonego wędkarza chowa się wraz z ukochaną wędką.
Samo przygotowanie zwłok do pogrzebu to standardowa procedura, więc rodzina zmarłego zdaje się zawsze na osobę, która się tym zajmuje. Zgodnie z ostatnią wolą można spełnić wszelkie nietypowe życzenia, jakie miała osoba, którą się chowa.
W Polsce nie stosuje się takich metod, ale wśród hierarchów kościelnych takie maski wykonywane są jeszcze za życia. Można przygotować wcześniej specjalne odlewy twarzy. W przypadku królowej Elżbiety II już 30 lat przed jej śmiercią zadbano o wybranie odpowiedniej trumny. W kościele też planuje się ważne uroczystości z odpowiednim wyprzedzeniem, zwłaszcza jeśli wiadomo, że zwłoki będą ustawione na widok publiczny.
Przy beatyfikacji i różnych ceremoniach związanych z uznawaniem świętości nie ma możliwości wykonywania różnych zabiegów konserwujących ciało zmarłego. W takich przypadkach zwłoki muszą się rozkładać naturalnie, dlatego dochodzi do takich procesów jak pośmiertne wysychanie czy zmiany rysów twarzy. Wtedy niezbędne jest nakładanie masek, by zmarły wyglądał dobrze np. przez pięć lub siedem dni – zgodnie z protokołem, jaki obowiązuje w danej sytuacji.
Nałożenie na twarz zmarłego specjalnej maski z silikonu może dać niezwykły efekt. Osoba, która umarła, może wyglądać tak, jakby była tylko pogrążona w głębokim śnie – przyp. red.
Od zawsze mówiło się o tym, że ofiarom śmiertelnych wypadków spadają buty. Oczywiście wiadomo, że zawsze można znaleźć jakieś wytłumaczenie.
Jeśli zaś chodzi o dziwne dźwięki przed śmiercią, to są to po prostu naturalne procesy, do jakich dochodzi w tym momencie. Przed zgonem mięśnie mogą wiotczeć lub się napinać w zależności od stanu, w jakim są umierający. W tym czasie mózg steruje tym, co się dzieje z ciałem i związkami, jakie są wtedy wydzielane. Czasem odgłosy słyszane są nawet po śmierci, bo w narządach wewnętrznych zalegają różne gazy.
Do każdej takiej sytuacji można dorobić ideologię. Jeśli ratownik medyczny był przy setkach lub tysiącach zgonów i w kilkudziesięciu procentach przypadków zauważał, że ktoś był bez buta, to nadal nie potwierdza to reguły, że przy każdym zgonie następuje taka sama sytuacja. Przy wypadkach dochodzi do mocnego uderzenia i buty mogą samoistnie się zsuwać. Nie zawsze jednak tak się dzieje.
Kiedyś pracowałem na miejscach wypadków. Wzywano mnie do odbierania zwłok pochodzących z katastrof komunikacyjnych. Nie w każdym przypadku było tak, że zmarły nie miał butów. Czasem obuwie było porozrzucane. Kiedy próbowaliśmy wyjaśnić, dlaczego po śmierci niektórym brakowało butów, to zwykle okazywało się, że nie były zasznurowane albo sznurówki o coś zahaczyły. Na wszystko da się znaleźć wytłumaczenie.
Na zdjęciu Adam Ragiel. Fot. Maksymilian Rigamonti Fot. Maksymilian Rigamonti
Adam Ragiel, rocznik 1980, najsłynniejszy balsamista w Polsce, od 20 lat technik sekcji zwłok. Współautor książki ''Bez strachu. Jak umiera człowiek", napisanej wraz z Magdaleną Rigamonti. Założyciel Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego.
<<Reklama>> Ebook "Bez strachu. Jak umiera człowiek" Adama Ragiela jest dostępny na Publio.pl >>