Łabędzi śpiew i spadające buty, czyli na czym polegają sygnały wysyłane przez ciało przed śmiercią?

Każda śmierć jest inna, a oznaki wskazujące na to, że powoli zbliża się ostatni moment naszego życia, zależą od tego, kto i z jakiej perspektywy ma szansę je zaobserwować. Pracownicy karetek pogotowia zwykle nabierają pewności, że nie zdołają pomóc ofiarom wypadków, jeśli w pobliżu miejsca katastrofy dostrzegą... jeden z butów, który zsunie się ze stopy poszkodowanego. Z kolei pielęgniarki zatrudnione w hospicjach poznają zbliżający się zgon pacjenta po "łabędzim śpiewie". Na czym polega to zjawisko?

Czy istnieje charakterystyczny znak, który może wskazywać na to, że umieramy i nie pozostało nam już zbyt wiele czasu na tym świecie?

"Łabędzi śpiew. To takie chrobotanie podczas oddychania. Płuca przestają prawidłowo pracować. Inne to płytki oddech, szkliste oczy, zasinienia palców, niskie ciśnienie i saturacja" — wyznała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Katarzyna Szubert, która od lat pracuje w ośrodku opieki paliatywnej i pomaga w odchodzeniu osobom nieuleczalnie chorym.

Skąd właściwie się wzięło takie określenie?

Czym jest "łabędzi śpiew"? Jakie znaczenie może mieć ten zwrot?

Z językowego punktu widzenia zwrot "łabędzi śpiew" uznawany jest za związek frazeologiczny, który oznacza ostatni przejaw twórczej aktywności, najczęściej artystycznej. Co mają wspólnego z tym te zwierzęta?

Łabędzie nie są uznawane za ptaki, które na co dzień śpiewają. W zoologii najbardziej znane z nich noszą takie nazwy jak: niemy (czyli Cygnus Olor, którego można najczęściej spotkać w naszym kraju) oraz występujący częściej w północnej części Europy łabędź krzykliwy (w przeciwieństwie do poprzednika wydaje odgłosy porównywane do dzikich gęsi lub klangoru żurawia i nigdy nie tworzy kolonii).

Łabędzie nieme to najcięższe ptaki latające, a poza specyficznym syczeniem i prychaniem nie są w stanie wydobyć z siebie niemal żadnego melodyjnego dźwięku — chyba że ktoś je zaatakuje i będą musiały się bronić.

Wyróżnia je nie tylko wyjątkowa gracja, delikatność i elegancja, której nadaje im białe upierzenie, ale także to, że łączą się ze sobą w pary na całe życie i pozostają sobie wierne. Partnerów zmieniają dopiero po śmierci jednego z nich, dlatego od wieków uznawane są za wzór cnót.

Starożytna literatura właśnie do przedśmiertnego krzyku tych nieuprzywilejowanych głosowo ptaków porównuje natchnione ostatnie wypowiedzi wieszczów czy mówców. Nazwanie ich łabędzim krzykiem byłoby nieeleganckie. Ostatni krzyk może najwyżej odnosić się do mody — wyjaśnia prof. Jerzy Bralczyk w "Słowniku Języka Polskiego".

Termin ten może mieć jednak znacznie więcej znaczeń i nie wskazuje wyłącznie na ostatnie dzieło danego autora.

Źródła historyczne podają, że po raz pierwszy określenie to pojawiło się w jednej z bajek Jeana de la Fontaine'a pt. "Kucharz, gęś i łabędź". W tej opowiastce "łabędzi śpiew" wiązany jest z błaganiem o ocalenie życia oraz próbowaniem wyrwania się z rąk śmierci. 

"Z gęsią łabędź żył pospołu, ten przeznaczony ku pańskiej zabawie, tamta do stołu", a gdy "pewnego razu kucharz podchmielony mając zgotować wieczerzę, łabędzia za gąskę bierze," to "ptak wielce strwożony widząc, że śmierć mu zagraża, jął się użalać przecudnemi tony" — napisano w bajce.

"Ten śpiew łabędzi wytrzeźwił kucharza", który stwierdził, że: "Zaiste, gardła podciąć się nie godzi ptakowi, co go tak wdzięcznie używa. W złej doli mowa pochlebna i tkliwa często pomoże, a nigdy nie szkodzi"  — moralizował Jean de la Fontaine.

Niemy krzyk rozpaczy

Zoologiczne nawiązanie do hasła „łabędzi śpiew", które w tym przypadku oznacza przedśmiertny odgłos wydobywany z tchawicy, dotyczy jednak wyłącznie łabędzia krzykliwego, zdolnego do wydawania z siebie piskliwego dźwięku.

Ojczyzną tego ptaka jest Skandynawia. Od dawna obowiązuje tam zakaz polowania na łabędzie, dlatego dziś rzadko kto ma okazję usłyszeć charakterystyczne chrobotanie pochodzące z rozwiniętych worków płucnych, które najczęściej uaktywniają się tuż przed śmiercią tych zwierząt. Tylko łabędzie krzykliwe mają szansę na to, by tuż przed wyzionięciem ducha zawodzić specyficzną, żałobną pieśń wskazującą na to, że wkrótce pożegnają się z doczesnym światem.

"Łabędzi śpiew" przeniknął do wielu kultur i używany jest przede wszystkim do opisania ostatniego, znaczącego gestu tuż przed jakimś momentem granicznym — zakończeniem ważnego etapu dotychczasowej działalności, przejściem na emeryturę, zaprzestaniem dalszej kariery, czy... śmiercią.

Za sprawą słodkiej pieśni wydawanej z siebie w chwili zgonu, łabędzie od czasów starożytnych były poświęcone Apollowi władającemu m.in. muzyką i sztuką. Mityczni bogowie często wcielali się w postać tych ptaków. Motywem, który przewija się w różnych starodawnych baśniach, jest wstępowanie dusz wielkich poetów w ciała tych skrzydlatych zwierząt. W ludowych podaniach popularnych wśród mieszkańców Skandynawii łabędzie, które przez niemal całe życie pozostają nieme, tuż przed skonaniem wydają z siebie ostatni "łabędzi śpiew".

W hospicjach słychać "łabędzi śpiew"

Choć pojęcie to nie jest żadnym terminem medycznym, to na stałe przeniknęło do języka używanego potocznie przez pracowników ośrodków medycyny paliatywnej.

Osoby zatrudnione w hospicjach często zauważają, że krótko przed zgonem u umierających pacjentów zaczyna się "łabędzi śpiew". Dogorywające osoby na kilka, czasem nawet kilkanaście godzin przed śmiercią, zaczynają "gasnąć" i opadają z sił.

Pojawia się u nich wyraźnie spłycony oddech. Nieuleczalnie chorzy czują się osłabieni, senni, nie mają ochoty przyjmować pokarmów, płynów lub leków. Przestają prawidłowo reagować na bodźce z otoczenia, a dotychczasowy sposób funkcjonowania sprawia im coraz wyraźniej dostrzegalny ból. 

Jak umiera człowiek? Oto, co można poczuć w ostatnich chwilach życia

Najczęstsze objawy, które daje się zauważyć u umierających osób, to:

  • nieregularny oddech, kaszel lub specyficzne rzężenie w obrębie układu oddechowego;
  • problemy z połykaniem pokarmów i wypijaniem odpowiedniej ilości płynów, by się nie odwodnić;
  • spadek temperatury ciała (o co najmniej 1 stopień);
  • obniżenie ciśnienia tętniczego krwi;
  • problem z kontrolowaniem zwieraczy (nietrzymanie stolca i moczu);
  • wyostrzenie rysów twarzy, skóra staje się zimniejsza i nieco bardziej lepka;
  • silne poty, a jednocześnie wyraźna bladość skóry lub sinica na kończynach i wokół ust;
  • utrata siły do tego, by rozmawiać i kontaktować się z otoczeniem;
  • zwiększona potrzeba snu i odpoczynku (szybkie męczenie się);
  • zapadnięcie gałek ocznych, coraz większy problem z prawidłowym mruganiem i domykaniem powiek (stopniowy zanik odruchu rogówkowego);
  • halucynacje, dezorientacja, doświadczanie obecności bliskich, którzy wcześniej zmarli;
  • u niektórych może być zauważalny nagły przypływ energii, większe pobudzenie i zwiększony apetyt, niestety takie zachowanie może mieć charakter chwilowy i czasem zwiastuje rychły zgon pacjenta.

Bose ofiary śmiertelne wypadków. Dlaczego tragicznie zmarłym osobom spadają buty?

Nieco innymi doświadczeniami związanymi z bezpośrednią obserwacją momentu śmierci dzielą się zaś niosący pierwszą pomoc pracownicy służb ratunkowych. Z relacji medyków z karetek pogotowia, a także policjantów, strażaków, a nawet maszynistów biorących udział w katastrofach kolejowych, wynika, że jeżeli na miejscu wypadku osoba poszkodowana nie ma na sobie obuwia, to najprawdopodobniej już nie żyje, a wysiłki podejmowane, by ją uratować, mogą pójść na marne. 

U ofiar śmiertelnych wypadków co najmniej jeden z butów zsuwa się z nóg bez względu na to, jak dobrze były wcześniej zasznurowane. Znaczenia zdaje się nie mieć też siła uderzenia. Dotąd nie wyjaśniono, dlaczego tak się dzieje, a żadnych z licznych spekulacji na ten temat nie udało się potwierdzić naukowo.

 

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Zostaną po nich buty i telefon głuchy" - słowa jednego z najsłynniejszych dzieł księdza Jana Twardowskiego zdają się nabierać nieco innego znaczenia, jeśli zestawimy je z opowieściami osób pracujących na co dzień w miejscach katastrof, w których giną ludzie.

Czemu nagła śmierć wzywa tych, którzy przychodzą do niej, boso? Na to pytanie pewnie jeszcze długo będą umieli odpowiedzieć tylko prawdziwi poeci — w końcu to oni zgodnie z pradawnymi legendami mają największe szanse na to, by (pomiędzy wierszami) wznieść się do innych wymiarów na łabędzich skrzydłach i poznać odwieczną tajemnicę istnienia.

Więcej o: