To nie jest nowy temat, nakręcony przy okazji ogromnego zainteresowania SARS-CoV-2. Od lat mówiło się o tym, że szczepienie przeciw BCG (Bacillus Calmette-Guérin) może mieć zdecydowanie szersze znaczenie profilaktyczne niż ochrona przed gruźlicą. Teraz pytanie o "nieswoisty efekt BCG" wróciło w kontekście ewentualnej ochrony przed COVID-19.
- Okazuje się, że to bardzo ciekawa szczepionka. Jej podanie powoduje nieswoistą aktywację układu immunologicznego. Są prace, które pokazują, że ta mobilizacja utrzymuje się jeszcze 10-20 lat po podaniu ostatniej dawki szczepionki - przypomniał w programie "Oblicza Medycyny" prof. dr hab. n. med. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, specjalista chorób wewnętrznych, hipertensjolog, farmakolog kliniczny z I Kliniki i Katedry Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
W ostatnich latach przeprowadzono kilka badań u dzieci, głównie w krajach rozwijających się, bo to one przede wszystkim szczepią wszystkich najmłodszych przeciw gruźlicy, a zarazem mają tzw. ślepą próbę (np. całe roczniki nieszczepione z przyczyn ekonomicznych). W najbogatszych krajach niejednokrotnie zrezygnowano ze szczepień, bo gruźlica została w pełni wyeliminowana.
W badaniach obserwowano nieswoisty efekt ochronny szczepionki przeciwko gruźlicy (BCG). Nie dość, że chroniła przed gruźlicą, to miała dodatkowo korzystny wpływ na różne wskaźniki związane z chorobami infekcyjnymi, w tym:
Przypuszcza się, że proces wytwarzania przeciwciał odpornościowych może stymulować mechanizmy odpowiedzi immunologicznej, być swoistym treningiem dla naszego układu odpornościowego. Odwrotnie niż chcieliby antyszczepionowcy, sugerujący, że szczepienia mogą układ odpornościowy "rozleniwiać, osłabiać".
Właśnie te badania zachęciły badaczy z Kolegium Medycyny Osteopatycznej New York Institute of Technology do szukania korelacji pomiędzy szczepieniem BCG a ewentualną zachorowalnością na COVID-19 i ewentualny przebieg choroby. Warto jednak pamiętać, że wśród przeprowadzanych analiz były też takie, które dodatkowego korzystnego efektu szczepienia nie potwierdzały. Choćby holenderskie badania kliniczne z 2017 roku, o czym przypomniał niedawno "Puls Medycyny".
Prowadzący badania nad ewentualnym wpływem szczepienia na przebieg COVID-19 podkreślają, że ich wnioski mają charakter wstępny, metodologia nie była weryfikowana i nie można tych badań traktować jako naukowych faktów, a przede wszystkim na ich podstawie podejmować jakichkolwiek decyzji w praktyce klinicznej czy w zakresie zachowań zdrowotnych. A jednak dane niektórym wydają się na tyle przekonujące, że w Australii zapowiedziano zaszczepienie ok. czterech tysięcy pracowników medycznych szczepionką przeciw gruźlicy, by chronić ich przed ciężkim przebiegiem COVID-19. Podobne działania rozważają kolejne kraje, m.in. Wielka Brytania, Grecja czy Belgia.
Co tak dokładnie badali autorzy? Zainteresowały ich przede wszystkim znaczne rozbieżności między zapadalnością na COVID-19 i spowodowaną chorobą śmiertelnością w różnych krajach (od dwóch do nawet kilkunastu procent). Ich zdaniem typowe czynniki wpływające na rozwój epidemii, jak choćby dostęp do opieki medycznej, przestrzeganie zasad izolacji i higieny, struktura demograficzna społeczeństwa, nie do końca to wyjaśniają.
Ich zdaniem jednym z czynników może być właśnie nieswoisty efekt ochronny szczepienia BCG. Przeprowadzili bardzo prostą analizę związku między umieralnością z powodu COVID-19 i zapadalnością na tę chorobę w poszczególnych krajach a:
Informacje i dane o poszczególnych krajach badacze wzięli z ogólnie dostępnych źródeł internetowych.
Wnioski? W 55 krajach o podobnym poziomie rozwoju (kraje średnio zamożne i bogate), w których aktualnie prowadzi się powszechne szczepienia BCG, współczynnik umieralności z powodu COVID-19 (liczba zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców) jest mniejszy niż w krajach o tym samym poziomie rozwoju, w których takich szczepień nigdy nie realizowano (5 krajów). Różnica jest spora: 0,78 zgonów na milion do 16,39.
W 28 badanych państwach uzyskano informację o roku, w którym rozpoczęto powszechne szczepienia BCG. Wykazano związek pomiędzy wcześniejszym wprowadzeniem powszechnych szczepień a mniejszą umieralnością z powodu COVID-19. Mniejszą umieralność obserwowano także w krajach, w których nie było przerw w programie powszechnych szczepień. W wielu krajach Europy (z uwagi na poprawę sytuacji epidemiologicznej gruźlicy) zrezygnowano w latach 1963–2010 z powszechnych szczepień BCG.
Szczepienie może mieć też wpływ na samą zachorowalność. W krajach, gdzie aktualnie realizowany jest program, chorych jest zdecydowanie mniej niż tam, gdzie szczepień przeciw BCG nie było nigdy - średnio 59,54 vs 264/100 000).
Powiało optymizmem. Gdyby te doniesienia okazały się słuszne, jesteśmy w wyjątkowo dobrej sytuacji. Program powszechnych, obowiązkowych szczepień dzieci przeciwko gruźlicy w Polsce jest realizowany bez przerwy od 1955 roku do dziś.
Problem jednak w tym, że ta "korelacja" może być przypadkowa. Taka prosta analiza jest obciążona dużym ryzykiem błędu. Stąd - musi zostać zweryfikowana za pomocą uznanych metod badawczych. Częściowo zweryfikuje ją czas i planowane wkrótce dwa klasyczne badania naukowe - sprawdzą skuteczność BCG w profilaktyce COVID-19 u szczepionych właśnie pracowników służby zdrowia.
Niezależnie od tego, jak te badania wypadną, trzeba pamiętać, że niższa śmiertelność i zapadalność na choroby wirusowe, nie oznacza całkowitego bezpieczeństwa. Ponadto wirus SARS-CoV-2 prawdopodobnie kilka razy zmutuje, nim epidemia się skończy i nie mamy pewności, w którą stronę pójdą zmiany (może stanie się mniej groźny, jak kiedyś SARS lub wręcz przeciwnie - bardziej zjadliwy, jak grypa hiszpanka w drugim roku aktywności).
Niepodważalny autorytet w zakresie aktualnej wiedzy o nowym koronawirusie, prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, na sugestie medialne, że szczepieni w ogóle nie będą chorować, odpowiedział:
To jest kompletna bzdura. Szczepienia przeciw gruźlicy w niektórych krajach są stosowane, a w innych nie. Statystycznie, analizując duże populacje wykazano, że tam gdzie byli ci pacjenci szczepieni, liczba przypadków jest mniejsza niż tam, gdzie nie byli szczepieni, ale tylko tyle. To nie znaczy, że ci, co byli szczepieni w ogóle nie zapadli [na koronawirusa - red.].