Wielu z nas chciałoby zmienić coś w swojej figurze czy sposobie odżywiania, jednak za nic nie potrafi osiągnąć celu. Po jakimś czasie wszystko wraca do starej "normy". Tylko sumienie męczy i trochę żal, bo przecież "miało być tak pięknie".
Może warto zwrócić się po wsparcie do specjalisty. Dietetyk? Tylko czy to ma sens? Co właściwie dzieje się w jego gabinecie? Na co wydajemy te - często niemałe - pieniądze? Postanowiliśmy sami sprawdzić. Z takim zamiarem nasza redaktorka udała się do dietetyczki Aleksandry Kilen-Zasiecznej z Poradni Dietetycznej JeszFresh w Warszawie.
- Podczas spotkania zostanie przeprowadzony wywiad żywieniowy, jednak najpierw zmierzymy skład i masę ciała, a także obwody talii, brzucha i bioder - objaśnia dietetyczka. - Na tej podstawie będzie można wstępnie określić, co w tych parametrach można zmienić, a następnie ustalić indywidualnie dostosowane cele.
Na polecenie dietetyczki staję na urządzeniu przypominającym zwykłą wagę. Nie jest to jednak zwykła waga łazienkowa, a tzw. analizator składu ciała. Odruchowo wpatruję się w dół w oczekiwaniu, że wyświetlą się tam wszystkie interesujące mnie liczby.
- Wszyscy tak patrzą, ale nic tam nie będzie widać - śmieje się specjalistka, po czym odczytuje wyniki z małego wyświetlacza, który trzyma w rękach. Wcześniej konieczne było ręczne wprowadzenie mojego wzrostu i wieku. Sam pomiar trwa dosłownie kilka sekund. Co mierzy? Ile ważymy, w ilu procentach ciało składa się z tkanki tłuszczowej: zarówno tej widocznej, jak i schowanej między narządami, ile procent stanowi woda, masa mięśniowa czy kości. Można się nawet dowiedzieć, ile lat biologicznie, nie metrykalnie, ma ciało.
Zaczynamy od podstaw, czyli masy ciała. Aleksandra Kilen-Zasieczna zaznacza, że ta mierzona rano może być nawet o 1,5 do 2 kg mniejsza, po czym pyta o pożądaną.
- Na podstawie oczekiwanej i obecnej masy ciała można mniej więcej określić, ile będzie trwało osiągnięcie rezultatu - tłumaczy.
Racjonalna utrata masy ciała w ciągu tygodnia wynosi od 0,5 do 1 kg. Oznacza to, że 5 kg można stracić albo w ciągu 5 tygodni, czyli ponad miesiąca, albo w ciągu 10 tygodni, czyli ponad 2 miesięcy, optymalnie zajmie to od 2 do 3 miesięcy.
- Nie jesteśmy jednak w stanie dokładnie tego określić. To jest bardzo indywidualna sprawa - podkreśla dietetyczka.
- mówi ekspertka.
Jeśli do tej pory jedliśmy dużo, a teraz ograniczamy spożycie, organizm będzie się bronił. Bardzo prawdopodobne, że kilogramy będą spadać wolniej.
- Niektórzy stracą 5 kg w 2 miesiące, a inni na przykład w 4. I ta druga opcja wcale nas nie martwi. Jeżeli spadek masy ciała będzie wolniejszy, jest to jeszcze bardziej korzystne, bo organizm się szybciej zregeneruje. Dotyczy to na przykład skóry. Jeśli ktoś ma znaczną nadwagę albo jest otyły, lepszym rozwiązaniem będzie równomierny i powolny spadek wagi. Zwłaszcza w przypadku osób starszych, których skóra nie jest już taka elastyczna jak kiedyś - wyjaśnia Kilen-Zasieczna.
- Dla dietetyka, poza tym ile dana osoba chciałaby ważyć, ważne jest również to, kiedy ostatnio miała taką masę ciała. Czy było to kilka miesięcy temu, czy może 30 lat temu i jak długo udało się taką masę utrzymać. To pozwala się zorientować, na ile odległy jest cel lub na ile jest realny - dodaje.
Drugi z parametrów, ilość tkanki tłuszczowej w organizmie, szczególnie wzbudził moją ciekawość. Zastanawiałam się, jakim sposobem analizator wie, ile mam tłuszczu, skoro jedynie stanęłam na urządzeniu. Czy ten pomiar jest bardziej wiarygodny niż horoskop? Jak to działa?
- Na urządzeniu znajdują się punkciki, które wysyłają delikatny prąd elektryczny. Impulsy elektryczne przechodzą przez nasze ciało poprzez jego płyny, czyli głównie przez wodę. Tkanka tłuszczowa jest taką tkanką, która nie gromadzi za dużo wody, czyli ten impuls elektryczny napotyka opór. Oznacza to, że prąd sobie przechodzi dopóki nie natrafi na tkankę tłuszczową. Na tej podstawie mierzy się, ile jej jest. Te metodę nazywamy metodą bioimpedancji elektrycznej - wyjaśnia Aleksandra Kilen-Zasieczna.
Aby prąd mógł przepływać, trzeba na analizatorze stanąć boso. Pomiaru nie można wykonywać u osób z wszczepionym rozrusznikiem serca lub innym urządzeniem medycznym. Normy ilości tkanki tłuszczowej w organizmie są zróżnicowane w zależności od płci i wieku. Dla kobiet są nieco wyższe niż dla mężczyzn.
Dietetyczka zwraca uwagę na to, że sprzęt jest bardzo czuły, a parametry tej samej osoby mogą się różnić, np. w zależności od pory dnia. Rano ilość tłuszczu może być większa ze względu na niewielkie odwodnienie po nocy.
- wyjaśnia ekspertka.
Ważne, żeby następne pomiary wykonywać mniej więcej o tej samej porze i mniej więcej w tych samych warunkach, czyli jeśli sprawdza się go po południu, następnym razem też warto by to było zrobić po południu. Inaczej parametry będą różne i na ich podstawie nie będzie można powiedzieć, jaka zaszła zmiana.
Zaleca się, żeby przez 3-4 godziny przed nie spożywać obfitych posiłków, aby nie mieć pełnego żołądka. Można natomiast zjeść coś lekkiego, np. jabłko. Nie należy też pić kawy, ponieważ jest moczopędna i może trochę zaburzyć pomiar. Podobnie jak choroby, a u kobiet menstruacja, ciąża i karmienie - w tych przypadkach wynik uważa się za niewiarygodny.
Analizator mierzy coś jeszcze: poziom tłuszczu wisceralnego, czyli tłuszczu brzusznego, więc nie tego widocznego, a otaczającego narządy wewnętrzne. Nawet osoba, która nie ma nadwagi, może mieć wysoki poziom tłuszczu wisceralnego i na odwrót. A dieta na to wpływa.
- Gdy ten poziom jest za duży, zwiększa się ryzyko chorób metabolicznych, czyli dietozależnych, np. cukrzycy typu 2, nadciśnienia tętniczego, miażdżycy - mówi dietetyczka. - Wszyscy znamy osoby, które są bardzo szczupłe, choć jedzą niezdrowo. U takich osób to otłuszczenie narządów wewnętrznych może być wysokie, a przecież nie widać tego gołym okiem. Jeśli tak jest, zagrożenie zdrowotne jest duże, jednak niekoniecznie jesteśmy tego świadomi.
- zauważa dietetyczka.
Kolejnym, dosyć precyzyjnie określanym parametrem, jest ilość wody w organizmie. Ile jej jest?
- Wszędzie uczymy się, że norma dla ilości wody w organizmie wynosi około 70 proc., natomiast przy pomiarze analizatorem składu ciała, za normę dla kobiet uważa się od 45 do 60 proc., a u mężczyzn od 50 do 60 proc. Wynika to z tego, że pomiar nie obejmuje wszystkich narządów. Użyty przez nas analizator nie mierzy też wody międzytkankowej, czyli tej niepotrzebnej - objaśnia Kilen-Zasieczna.
- Jeżeli mamy tendencję do zatrzymywania wody, to z tego pomiaru się tego nie dowiemy. Dowiemy się natomiast, ile mamy wody wewnątrz komórek ciała, w jakim stopniu jest ono nawodnione, choć tak jak mówiłam, nie we wszystkich narządach, pomiar nie obejmuje na przykład głowy - dodaje dietetyczka.
W przypadku masy mięśniowej, nie ma czegoś takiego jak norma - informuje mnie dietetyczka.
- Nie należy porównywać z innymi osobami, bo masa mięśniowa jest bardzo indywidualną sprawą - mówi.
Co nam więc daje ta informacja?
- Możemy porównywać swoje pomiary, czyli na przykład późniejsze do wcześniejszych i obserwować, czy mięśni jest więcej, mniej, czy tyle samo - tłumaczy specjalistka.
Może to być użyteczne na przykład w przypadku osób aktywnych fizycznie, które mogą nie zauważać spadków na zwykłej wadze, ze względu na to, że tracą tkankę tłuszczową, ale rozwijają dodatkowe mięśnie, które ważą przecież dużo więcej.
- Jeśli mamy więcej masy mięśniowej, wtedy nasz metabolizm jest szybszy i tłuszcz szybciej się spala - dodaje Kilen-Zasieczna.
- Masa kości u dorosłego człowieka wynosi mniej więcej 10-12 kg. Analizator nie sprawdza jednak masy wszystkich kości, a raczej ilość składników mineralnych w nich zawartych. Jest to oczywiście wynik orientacyjny, dokładny uzyskamy robiąc badania laboratoryjne, np. na ilość wapnia w kościach. W przypadku tego pomiaru nie mówimy o normach, a raczej o średniej. Obserwowanie wyniku może być o tyle pomocne, że jeśli załóżmy teraz wyszło, że masa naszych kości wynosi 2,4 kg, a powtórzony za 5 lat pomiar wskaże na 1,9 kg może to oznaczać, że kości są mniej zmineralizowane. A to sygnał ostrzegawczy świadczący o zwiększonym ryzyku osteoporozy - przestrzega dietetyczka.
Wiek metaboliczny to parametr, który, jak przyznaje Kilen-Zasieczna, ciekawi większość zgłaszających się do niej osób. Zakłada się, że wiek metaboliczny zależy od wielu czynników:
Okazuje się, że mój wiek metaboliczny wskazany przez urządzenie jest sporo niższy od tego metrykalnego. To lepiej niż myślałam, zaraz jednak pojawia się wątpliwość: właściwie na jakiej podstawie został ustalony? Nie robiłyśmy badań hormonalnych, a przecież nawet przechodzący prąd nie ma dostępu do moich genów. Skąd więc ten wynik?
Okazuje się, że wartość ustalana przez analizator zostaje obliczona za pomocą wzorów uwzględniających wszystkie parametry: wiek, płeć, stosunek parametrów składu ciała itd. Aleksandra Kilen-Zasieczna podkreśla jednak, że jego wartość należy traktować z dystansem, raczej jako ciekawostkę. Niemniej jednak wielu osobom zależy na jego 'zbiciu' do mniejszych wartości.
Załóżmy, że mój wiek metaboliczny byłby wyższy niż rzeczywisty. Co mogłabym zrobić, żeby go obniżyć?
- Możemy go nieco zmienić dietą i aktywnością fizyczną. Obserwuję, że przy stosowaniu samej diety, dosyć ciężko go ruszyć, ale jeśli dodatkowo wprowadzi się aktywność fizyczną, daje to zdecydowanie lepsze rezultaty. Widzę też, że zdecydowanie szybciej zmniejsza się on u osób aktywnych - mówi dietetyczka.
Zaznacza również, że wartość wieku metabolicznego może się wahać u osób z chorą tarczycą, tak samo u kobiet w ciąży lub karmiących, kiedy układ hormonalny jest rozregulowany. Wtedy wiek metaboliczny jest zazwyczaj za wysoki, a całe badanie niemiarodajne.
- Dla mnie najistotniejsza z całego pomiaru analizatorem składu ciała jest tkanka tłuszczowa i woda, bo to jest najlepiej mierzone. Masa ciała również, ale głównie z tego powodu, że ona jest ważna dla pacjentów, a przez to dla mnie również - mówi dietetyczka.
Następny punkt wizyty: pomiary talii, brzucha i bioder. Tym razem tradycyjnie z centymetrem w ręku, dietetyczka tłumaczy, gdzie powinniśmy się mierzyć.
- Talię mierzymy zawsze w najwęższym punkcie, trochę nad pępkiem. Na wysokości pępka mierzymy za to brzuch. Biodra w najszerszym punkcie - mówi.
Z powyższych wymiarów oblicza się tzw. wskaźnik WHR, czyli stosunek talii do bioder. Wynik powyżej normy również świadczy o zwiększonym ryzyku chorób dietozależnych.
- Zawsze powtarzam, że mierzone parametry są tylko dodatkiem, metodą pozwalającą w pewien sposób obserwować zmiany, nie skupiamy się na nich. Zresztą osoba zazwyczaj widzi po sobie, czy się czuje lżej, czy widzi zmianę po ubraniach, waga jest tylko pomocą - zwraca uwagę Kilen-Zasieczna.
To jak jesz, mówi wiele, nie tylko o twoich nawykach żywieniowych: tych lepszych i gorszych, ale też o tempie życia, stylu pracy, reakcjach na stres, osobowości czy harmonogramie dnia. Masz ochotę przekonać się, jak żyjesz, i na ile ci to służy, a na ile krok po kroku niemal niezauważalnie wyniszcza? Sprawdź się w tzw. "wywiadzie żywieniowym". Jeśli nie osobiście u specjalisty, to razem z nami z Aleksandrą Kilen-Zasieczną, dietetyczką i specjalistą ds. żywienia z Poradni Dietetycznej JeszFresh.
Zasadniczą częścią wizyty u dietetyka jest wywiad żywieniowy. W jego trakcie specjalista zdobywa informacje, na podstawie których orientuje się, jakie mamy przyzwyczajenia, te żywieniowe i nie tylko, które warto kontynuować, a które lepiej zastąpić innymi.
Na początku czeka nas seria pytań pozornie niezwiązanych z żywieniem. Na pierwszy ogień idzie stan zdrowia. Dietetyczka pyta o zdiagnozowane choroby, alergie pokarmowe, ewentualne problemy z trawieniem, wzdęcia, zaparcia, częstość wypróżnień, stosowane leki i suplementy. Po co? Powyższe czynniki należy uwzględnić przy modyfikowaniu diety, niektóre z nich, np. problemy gastryczne, mogą w znacznej mierze zależeć od popełnianych przez nas błędów w odżywianiu i poprzez zmianę diety można je zminimalizować lub wyeliminować.
Od kwestii zdrowotnych przechodzimy do oceny stanu skóry, włosów i paznokci. Aleksandra Kilen-Zasieczna dopytuje o ich stan, a także o to, czy coś się zmieniło w ostatnim czasie. Wygląd zewnętrzny pozostaje w ścisłej zależności ze stosowaną dietą i czasem może odzwierciedlać np. ewentualne niedobory witamin czy minerałów.
Zobacz: Choroby wypisane na twarzy? Ta mapa powstała we współpracy ze specjalistą
Dietetyk może spytać, czy w najbliższej rodzinie występuje problem nadmiernej wagi. Dlaczego? "Geny tak naprawdę tylko w 20 proc. wpływają na to, że jesteśmy otyli. Natomiast jeśli członkowie rodziny również są otyli, jest to w pewien sposób informacja o tym, że negatywne nawyki żywieniowe mogą być wyniesione z domu" - zaznacza Kilen-Zasieczna.
Kolejnym krokiem będzie omówienie... życia zawodowego. Nie, to nie pomyłka. I na tym polu czeka nas dosyć spora pula pytań.
To niektóre z pytań, które możesz usłyszeć właśnie u dietetyka.
Następnie bierzemy pod lupę aktywność fizyczną: czy ćwiczysz, co, ile razy w tygodniu i jak długo - to ważne kwestie. W końcu ilość ewentualnych treningów wyznacza zapotrzebowanie energetyczne i odżywcze. Kolejnym punktem wywiadu są używki: papierosy, alkohol i kawa. Jak często, jak dużo? Po co dietetykowi informacje ich dotyczące?
Oskarżony numer 1: papierosy.
- Palaczom często wydaje się, że papierosy pomagają im przy wypróżnianiu, tymczasem na dłuższą metę palenie może je zaburzać i prowadzić do zaparć - mówi Aleksandra Kilen-Zasieczna i dodaje, że może być to ważne zwłaszcza w przypadku osób, które narzekają na problemy gastryczne.
Oskarżony numer 2: alkohol. Przewinienie: dostarczenie dużej liczby bezwartościowych kalorii. Szczególnie niezalecany przy chorobach metabolicznych. W tej kategorii wyróżniamy bardziej i mniej winnych.
- Wódka, którą pijemy w małych kieliszkach - co może mylić, ma najwięcej kalorii - podkreśla dietetyczka. Najlepiej decydować się na wino, jednak hola, i tutaj obowiązuje umiar.
- Jeśli pijemy sporadycznie nieduże ilości, to zazwyczaj alkohol nie wpływa na wagę - mówi.
Oskarżona nr 3: kawa. Przewinienie: odwadnianie organizmu. Fakt, została już oczyszczona z zarzutów, jeśli nie wypijasz jej więcej niż 2- 3 filiżanki dziennie.
- Działanie odwadniające kofeiny zaczyna się dopiero, kiedy przekroczymy dawkę mniej więcej 200 miligramów kofeiny. Odpowiada to około 5 filiżankom czarnej herbaty lub 2-3 filiżankom kawy - tłumaczy Kilen-Zasieczna.
Co jeśli wypijasz jej więcej? Oczywiście, nie zaszkodzi to zaraz zdrowym. Jednak podczas procesu regeneracji już ma znaczenie.
- Na każdy dodatkowy kubek powyżej normy dobrze by było wypić 2 szklanki wody - radzi dietetyczka. Po wodę w ogóle warto sięgać jak najczęściej, bo oczyszcza organizm ze zbędnych produktów przemiany materii oraz przyspiesza metabolizm - dodaje.
Czytaj: jesteś wodą
Czas przejść do sedna, czyli odżywiania. Padają kolejne pytania:
Aleksandra Kilen-Zasieczna dla ułatwienia wymienia poszczególne produkty: pieczywo, kasze, ryby. 'Lubisz je, nie przepadasz, jak często je jesz?' - to ważne informacje, ponieważ na ich podstawie dietetyk może ułożyć jadłospis, który będzie dopasowany do preferencji danej osoby. Dieta nie ma być bowiem katorgą, ma sycić, dostarczać składników pokarmowych i... smakować. Inaczej ciężko z nią żyć na co dzień i wytrwać. Warto o tym pamiętać także przy samodzielnym konstruowaniu swojego odchudzonego menu.
Kolejnym krokiem okazuje się prześledzenie całego dnia ze względu na spożywane posiłki. Wstajesz rano i co? Jesz śniadanie, czy pijesz kawę i ruszasz w świat, co dzieje się później? Co jesz, o której, w jakiej ilości? Co jesz na obiad, kolację, w międzyczasie? Jeśli planujemy wizytę u dietetyka, warto przed spotkaniem samemu zastanowić się, jak wygląda nasz dzienny jadłospis. Ja tego nie zrobiłam i miałam spory problem ze spontanicznym wskazaniem, co, kiedy i ile zwyczajowo jem.
Tak czy inaczej, w trakcie rozmowy na jaw wychodzi większość przewinień: nieregularne posiłki, podjadanie, pomijanie posiłków, zbyt duże lub zbyt małe porcje. Jaki cel ma taka spowiedź? Na podstawie tego dietetyk może się wstępnie zorientować, jak jemy i co w naszym żywieniu może przyczyniać się do zgłaszanych problemów. W pewien sposób weryfikuje też, czy nasze przekonania o własnym sposobie odżywiania są zgodne z prawdą (np. co znaczy "zupełnie nic nie jem" czy "jem bardzo duże obiady") i ocenia, co w naszym stylu życia nam służy, a co można by podreperować.
Jakie są moje wrażenia? Dowiaduję się, że jeśli nie jestem w stanie zjeść śniadania przed wyjściem z domu, to lepiej jeśli wypiję kawę z mlekiem niż wyjdę na czczo, a także, że owoce jedzone wieczorem nie są grzechem ostatecznym, o ile nie odczuwamy dyskomfortu podczas ich trawienia i nie zalegają nam na żołądku w czasie nocy.
Uff, nie jest tak źle, dietetyk może mieć ludzkie, "wyrozumiałe" oblicze - myślę. Za sprawą patologicznego słodyczoholizmu, mimo prawidłowych pomiarów, ze spotkania wychodzę jednak cięższa o wyrzuty sumienia. Na tyle, że po powrocie do domu oddaję w inne ręce nadziewaną czekoladę, którą kupiłam, o zgrozo, przed wizytą u dietetyczki.
Okazuje się, że nie wszyscy pojawiają się u dietetyka, bo chcą schudnąć.
- Niektórzy chcą zwiększyć masę ciała albo zmienić nawyki żywieniowe, bo wiedzą, że popełniają jakieś błędy i zdecydowali, że warto to zmienić - zaznacza Aleksandra Kilen - Zasieczna. - Chociaż większość rzeczywiście przychodzi zrzucić nadmierne kilogramy - dodaje zaraz.
Co trzeba przynieść ze sobą do dietetyka? Wolę. Tylko i aż.
- Żeby coś zmienić, przede wszystkim, trzeba chcieć. Bez tego trudno coś wskórać - mówi dietetyczka.